Tomasz Sarnecki

ur. 15 lutego 1966 r., zm. 2 stycznia 2018 r.

grafik, rysownik, plakacista, absolwent wydziału grafiki warszawskiej ASP (dyplom w pracowni prof. Macieja Urbańca, 1991)

Najważniejsze wystawy:

• L'affiche de l'Est, Turyn 1990

• Art as activist, Smithsonian Institution Travelling Exhibition Service, Nowy York 1992

• Europe without Walls. Art, Posters and Revolution 1989-93, Manchester City Art Galleries 1993

• The Power of the Poster, Victoria & Albert Museum, Londyn 1998

• 3th International Human Rights Conference, Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1998

• Western Amerykański Polish Poster Art and the Western, Autry Museum of Western Heritage, Los Angeles 1999

• Sign of the Times. Political Posters in Central and Eastern Europe 1945-1995. Moravian Gallery in Brno 1999

• Some Like It Red: Polish Political Posters, 1944–1989. The Polish Museum of America, Chicago 2000

• Solid Art. Images of Solidarity 1980-2005. European Parliament, Brussels 2005

• Sparks of Hope. Imperial War Museum, Londyn 2009

• Solidarity and the Polish Path to Freedom. The Linen Hall Library, Belfast 2009

• Cudowne lata. Muzyka, poezja, malarstwo. Lata 70. 80., Muzeum Literatury, Warszawa 2009

• Das Ende des Kommunismus. Ciołek, Niedenthal, Sarnecki, Instytut Polski, Berlin 2009

• Plakat polski w czasach Solidarności. Galeria Miejska Beyoglu, Stambuł, 2009

• Polish Art in the Communist Era. Laband Art Gallery, Loyola Marymount University, Los Angeles 2009

• Performing Revolution in Central and Eastern Europe, The New York Public Library for the Performing Arts, Nowy York 2009

• Re-designing the East. Political design in Asia and Europe. Württembergischer Kunstverein Stuttgart 2010

• Polish Posters: 1945-1989. MoMA, New York 2010

• Thymos. Sztuka gniewu 1900-2011. Centrum Sztuki Współczesnej, Toruń 2011

• Plakat musi śpiewać!, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Poznań 2012

• Got the message? 50 years of the political posters. Art Gallery of Ballarat, Australia 2013

 

(kontakt do żony - Moniki):

m.sarnecka@poczta.onet.pl

warsaw@poster.com.pl

(plakat, gadżety: płócienne torby, notesy, koszulki, magnesy)

 

 

Dwadzieścia lat minęło...

od czasu, gdy na Wydziale Grafiki warszawskiej ASP zakładałem Dyskusyjny Klub Filmowy. W pracowni foto urządzona była mała sala projekcyjna. Na jej zapleczu stały dwa wielkie projektory 35 mm o mało wdzięcznej nazwie "AP-70". Do Wytwórni Filmów Dokumentalnych na Puławską 61 jeździłem tramwajem z niemałym bagażem: turystycznym plecakiem-stelażem i... autentycznym entuzjazmem! Filmy, zwłaszcza non-camerowe autorstwa Juliana Antonisza, były dla studentów katedry filmu animowanego prof. Daniela Szczechury prawdziwym odkryciem. Dla mnie zaś - fantastycznym motywem do realizacji ukrytego celu: komponowania plakatów filmowych, każdy bowiem seans promowałem specjalnym afiszem montowanym na tablicy ogłoszeń przy portierni w hallu głównym Wydziału Grafiki.

 

Warszawa 1989

Gdy na ulicy robiło się niespokojnie, vis-a-vis zamykano bramę Uniwersytetu Warszawskiego, "znikąd" pojawiała się milicja, wraz z nią gazy łzawiące, a huk i dym przesłaniały widok na Krakowskie Przedmieście. Na murach karierę robił skrót NZS, a najczęściej powtarzanym hasłem było "TVP łże". Czasem było śmiesznie, czasem smutno, a niekiedy nawet całkiem melancholijnie, gdy "Pomarańczowa Alternatywa" wypuszczała na ulicę swoje krasnale, pojawiały się pierwsze szablony na murach z portretami uśmiechniętej Marylin Monroe i genialne w swej prostocie hasło "Paryż jest piękny".

 

Ważna debata

Czarno-biały telewizor emitował wciąż dwa kanały, a prawdziwym oknem na świat był niedzielny program "Hity z satelity". Dopiero przełomem okazała się debata telewizyjna Wałęsa-Miodowicz. To był listopad 1988, prawdziwa sensacja, coś niemożliwego stało się ciałem! Po przydługiej, typowej dla "władzy" i nudnej jak flaki z olejem wypowiedzi smutnego pana w okularkach padły słynne, dziś kompletnie już zapomniane, słowa: "Dobry wieczór Państwu!"
To był TEN impuls. Do moich afiszy filmowych dołączył wkrótce plakat satyryczny. Była to kompozycja oparta na relacji jedynie dwóch elementów - końcowego fragmentu napisu "Solidarność", czyli samo, ledwie czytelne "ość", oraz malutkiej postaci milicjanta: czarno-białej fotografii odwróconego do nas tyłem grubaska, w koszmarnym mundurze, z gumową pałką na pasie.

 

Trudny szlak

Ponieważ byłem studentem trzeciego roku, miałem wybraną specjalizację, z której zamierzałem zrobić pracę dyplomową na koniec studiów na piątym roku. Tą specjalizacją stał się oczywiście plakat - chodziłem już do pracowni prof. Macieja Urbańca. Z czasem postanowiłem, że będę mu pokazywał różne pomysły na plakaty stricte ideowe, powstające niejako poza trybem studiów. Pamiętam, że bardzo kibicował mojemu zaangażowaniu i cieszył się, że znajduję jeszcze czas na realizacje kompletnie własnych zadań.
Zanim narodził się plakat "W samo południe", powstało jeszcze kilka, w zupełnie różnych konwencjach, jednakowoż oszczędnych i maksymalnie lapidarnych w wyrazie koncepcji. Niewątpliwie do najbardziej zaawansowanych zaliczyłbym dzisiaj "Bravo Lech" i "Wolność Tomku w swoim domku", obydwa niepublikowane i nigdy niewydrukowane w Polsce (pierwszy sfotografowali Niemcy dla magazynu Brigitte do artykułu o dzielnych polskich kobietach, drugi otrzymał nawet kiedyś nagrodę i... tyle go widziano, przepadł).
Plakat wyborczy "W samo południe" również miał się... nigdy nie ukazać. Dla niemal wszystkich ludzi "Solidarności" był projektem NIE DO PRZYJĘCIA. Mało tego: zrobiłem cztery oryginały, wszystkie jako potencjalne wzory do powiększenia na plakat. Chodziłem po prośbie, pukałem do wielu drzwi - bezskutecznie. Pamiętam jak dziś tzw. "panie ze styropianu", które urzędując w różnych komitetach wyborczych odmawiały jakiejkolwiek możliwości druku. Przerażenie na ich twarzach i na ustach malowało jak mantrę hasło, którego głównym terminem było słowo wylansowane w telewizji przez partyjnego profesora Reykowskiego: -"Skandal, to jest za bardzo KONFRONTACYJNE!"

Niespodzianka

W sukurs przyszedł tylko pan Henryk Wujec. To on zadecydował, że projekt z Gary Cooperem ujrzał światło dzienne. Oryginał odebrała osobiście z ASP pani Janina Jankowska, dziennikarka Polskiego Radia, a pan Henryk wysłał ten wzorzec do drukarni związkowej we Włoszech, gdzie zaoferowano pomoc drukarską dla dojrzałego plakatu wyborczego.

Piszę "dojrzałego", bowiem był to już absolutnie ostatni moment na druk. Dziesięciotysięczny nakład wylądował na warszawskim Okęciu późnym wieczorem 3 czerwca, a skoro świt rozpoczęto rozklejanie na ulicach Warszawy. Podobno kilkaset plakatów zmarnowało się jeszcze na samym lotnisku, gdzie deszczową porą wyślizgnęła się i rozbiła o beton jedna z paczek...

W słoneczną, niedzielną, piękną pogodę, w samo południe 4 czerwca na ulice stolicy Polski zawitał Gary Cooper "Solidarności" - jedyny sprawiedliwy, który podobnie jak w filmie z 1952 roku, postanowił przywrócić mieszkańcom miasta wolność, a uzurpatorom wymierzyć sprawiedliwość. "Jaki pomysł, jaka strategia!"; "Jacyś zachodni profesjonaliści to zrobili"; "Że też wytrzymali z tym plakatem do ostatniej chwili!"; "Genialny pomysł, to jest jak krzyż, zobacz, ten napis i ten szeryf!" - słyszałem na Nowym Świecie, na placu Konstytucji pod "Niespodzianką", na placu Zbawiciela.

Prawdziwy bohater

Jednakże to nie Gary Cooper był dla mnie wzorem, nie amant amerykańskiego kina, nie fabularny bohater. Choć nie zdawałem sobie wtedy w pełni sprawy, czy to autentyczny zbieg okoliczności, czy podświadome działanie. Pewność co do rozumienia tych przeczuć przyszła dopiero po latach. Bo w domu zawsze były rodzinne zdjęcia - tak dobrze znane, setki razy oglądane, że aż zwyczajne. Małe, lekko pożółkłe, cięte na krawędziach w charakterystyczny ząbek. Pierwsze porównanie było zaskakujące - przecież ON jest jak Gary Cooper! Ten sam krok, cień pod polską rogatywką, jak pod rondem kapelusza Stetson. Kapitan Janusz Sarnecki z 25. kaliskiej DP, poległy w niemieckiej zasadzce w Śladowie nad Bzurą 18 września 1939 roku, mój dziadek!

Kiedy w 1999 roku, na zaproszenie Gene Autry Museum of the Western Heritage, przybyłem do Los Angeles, miałem okazję odczuć, jak wielką sympatią cieszy się mój plakat w Stanach. Na wystawie "Western Amerykański - Polish Poster Art and the Western" ze szczególnym wręcz nabożeństwem traktowano plakat i podkreślano wartości przeniesione tak daleko, zza oceanu do Polski. Gdy skonfrontowano tam zdjęcie postaci przedwojennego oficera, dostrzeżono niezwykłe podobieństwo. Fikcja literacka scenariusza filmowego sprzed blisko pół wieku, wyreżyserowana w dobie amerykańskiego mccartyzmu, została zestawiona z motywem daleko wcześniejszym, postacią realną, z polskim obrońcą, któremu przyszło zginąć w walce za Ojczyznę. Warto również wspomnieć, że zarówno Gary Cooper, jak i Janusz Sarnecki byli urodzeni w tym samym 1901 roku...

Wzburzone fale

Paradoksem można było nazwać to, co spotykało ten projekt (i pośrednio także mnie) już po 1989 roku. Często odmawiano mi praw, bezwstydnie oszukiwano, udawano, że nie można było znaleźć autora... Szczytem zaś bezczelności i arogancji były działania wydawnicze producentów tzw. reprintów plakatu, a zwłaszcza części prasy. Zarabiano na tym od samego początku, wmawiając, że - "Ależ oczywiście, panie Tomaszu, że plakat jest pana autorstwa, ale wie pan, teraz ten plakat przecież jest już własnością całego narodu!" I to w tym samym czasie, gdy polski minister MSZ, prof. Bronisław Geremek, podczas uroczystości przyjęcia Polski do NATO, w zakończeniu swojego przemówienia w Independence Hall Biblioteki Kongresu USA mówił: "Ten plakat pomógł nam wygrać!" W tym samym 1999 roku dotarla do mnie wiadomość, że mój dawny projekt zakwalifikował się w Victoria & Albert Museum w Londynie do wystawy 100 najważniejszych plakatów XX wieku.

Polska 2009

Rok 2009 okazał się czasem kolejnych porównań, trudnych podsumowań i radykalnych wniosków. Dwudziestolecie 1918-1939, wyznaczone wojnami i śmiercią najcenniejszych generacji Polaków, było okresem absolutnie wyjątkowym pod każdym względem. Spoglądając dziś poprzez kolejne dwudziestolecie 1989-2009 - choć Ojciec Święty Jan Paweł II wskazał swoim rodakom wolność daną i zadaną - Rzeczpospolita ukazuje się nam całkowicie inna. Wyraz braku świadomości historycznej idzie w parze ze złudnym przekonaniem o dobrodziejstwach konsumpcyjnego stylu życia.

Ważne, aby symbole potrafiły przemawiać niczym szeryf z plakatu. Ale daleko ważniejsze stają przed nami prawdziwe autorytety, z kart historii dziejów ojczystych! Postacie z krwi i kości, najwspanialsi obrońcy Ojczyzny z 1939 roku, autentyczni bohaterowie polskich losów, na których klęskę urodzaju nigdy nie powinniśmy narzekać.
Bo komu mamy dziś zawdzięczać każdy promyk szczęścia współczesnego życia?


Szeryf z polskim oficerem w tle

Western "W samo południe" był życiową rolą Gary Coopera. Aktor zagrał postać samotnego szeryfa, opuszczonego przez wszystkich, jedynego mieszkańca broniącego honoru całego miasta. Paradoksalnie ten filmowy przykład zaprzeczenia solidarności społecznej stał się po 1989 roku ikoną wyborów w Polsce. Wymowne, nieprawdaż? To jasne, przecież wszyscy potrzebujemy bohaterów: wierzymy wciąż w nowych, bo zawsze mieliśmy ich w polskiej historii bardzo wielu, nie tylko romantycznych.
Dziś mogę śmiało powiedzieć, że Gary Cooper nie był jedyną inspiracją do stworzenia plakatu. Podświadomie nosiłem w pamięci wizerunek mojego dziadka, kapitana Janusza Sarneckiego z 25. Kaliskiej DP, poległego 18 września 1939 roku w niemieckiej zasadzce w Śladowie nad Bzurą.
Dopiero po latach dostrzegłem uderzające podobieństwo sylwetek Gary Coopera i Janusza Sarneckiego, nota bene urodzonych w tym samym 1901 roku. Zdjęcia oficerskie, które otrzymałem kiedyś od mojego ojca, ukazywały figurę kogoś ważnego, bardzo bliskiego, którego nigdy nie dane mi było poznać. Uderzające podobieństwo fotograficznego ujęcia, ten sam krok, cień na twarzy pod polską rogatywką, jak pod rondem kapelusza - wszystko to sprawiło, że nie mam dziś wątpliwości, jak ważna była i jest ojczysta pamięć i pokoleniowa tożsamość.
W moim plakacie fabularna postać ze znanego amerykańskiego westernu jest rozpoznawalnym powszechnie symbolem niezłomnej woli człowieka miłującego wolność. Tak miało być. Ale to nie fikcyjna, a rzeczywista postać oficera przedwojennego Wojska Polskiego, który poległ na polu chwały w obronie Rzeczypospolitej, jest prawdziwą duszą tej wizji.

Table of Contents